Rozdział 1
wrześniowy poranek, akademik w Londynie
Dziewczyna obserwowała jak Valentine zmierzał do swojego pokoju przez długi korytarz .Lekko ją przerażał fakt, że jej nowy ,,kolega'' był wilkołakiem. Zadrżała i szybko weszła do swojego pokoju ,by się rozpakować i zająć czymś myśli. Nie ucieszyła się na widok 2 x 2 metrów kwadratowych, miała nadzieję, że będzie ciut więcej miejsca. Meble zrobione były z podróbki drewna, ściany bardzo wyblakłe, w kolorze wanilii. Po lewej stronie od wejścia znajdowała się malutka łazienka. Umywalka w rozmiarze mini miała już swoje lata, na szczęście prysznic wyglądał zachęcająco. ,,Ehh, w Polsce mamy wanny tzw. ,,bobsleje", ale trudno.''-powiedziała sama do siebie Alicja. Po prawej stronie od wejścia znajdowała się ogromna szafa z lustrem po wewnętrznej stronie. Dwa łóżka - przy kaloryferku, wyglądały na stare lecz wygodne, biurko w rogu zachęcało do nauki (jeżeli ktoś w ogóle miał zamiar się uczyć :D), a szary telewizorek miał ,,aż'' 2 programy -,-. Najdziwniejsze w malutkim pokoiku były panele ponieważ były... wszędzie! Nawet w łazience! Alicja nie raz słyszała od kuzynki, która podróżowała po całym świecie, że tu mało kto używa płytek - i miała rację, także w tym że w łazience nie ma lustra (!), tylko goła ściana która wręcz prosi się aby coś na niej powiesić. Alicja wzięła się szybko za wypakowywanie ubrań z torby, na szczęście w ścianie znajdowała się duża szafa. Czarnowłosa zajęła dwie półki swoimi sukienkami, spódniczkami, bluzkami oraz dwiema parami spodni. Miała również kilka par butów: Martensy, dwie pary zwykłych trampek (Conversów: szare oraz niebieskie), parę eleganckich bucików na obcasach oraz buty zimowe. Zajęła łóżko po lewej stronie pokoju. Musiała zdążyć wypakować się przed 15:00, choć ciężko jej było to przyznać - mimo strachu - bardzo chciała skorzystać z dziwacznego zaproszenia. Zupełnie jak herbatka u Szalonego Kapelusznika, tylko bez myszy i Marcowego Zająca- zachichotała na samo skojarzenie z tą bajką. Obok łóżka stała mała szafka nocna, miała jedną szufladę i szafeczkę. Do szuflady zawędrowała elektronika taka jak: ładowarki, czytnik i kilka pendrivewów. Laptopa postanowiła władować wraz z torbą do wnętrza łóżka. Zostało tylko ułożenie książek i zeszytów na półce pod telewizorem, a także kosmetyków wraz z przyborami do higieny osobistej. Miała nadzieję, że kuzynka zdąży przyjechać na czas, ponieważ nie miała zamiaru iść do Valentina sama. Zbyt bardzo się bała, lecz otwarcie by się do tego nie przyznała. Postanowiła zadzwonić do Caroline, lecz w słuchawce usłyszała jedynie: ,,The number you're trying to reach is currently unavailable. Please, try again later''. Ehhh, najbardziej denerwujący głos na świecie, milutki głos ,,Pani'' w słuchawce działał jej na nerwy. Eh, no trudno, Caroline pewnie nie ma zasięgu... Spróbuje za jakiś czas. Ubrała pościel (która bardzo jej się spodobała) oraz rozłożyła resztę rzeczy. Miała troszkę czasu, więc zaczęła czytać książkę, którą zaczęła płynąc promem. Straciła rachubę czasu czytając ,,Dante Valentine'', więc nie usłyszała gdy do pokoju wszedł ,,ktoś ''. Owy ,,ktoś'' nie został zaszczycony nawet spojrzeniem Alicji, która skupiona była na czytaniu bardzo małych literek w książce, próbując nie oślepnąć. Oprócz tego uważała za niezwykły zbieg okoliczności fakt, że ,,wilczek'' z pokoju 320 ma dokładnie tak samo na imię jak główna bohaterka jej ulubionej powieści na nazwisko. Intruz odchrząknął: - -Ekhgem, eeee Salut! - powiedział wysoki chłopak o złocistych włosach, z ładnie zarysowanymi mięśniami i opalenizną. Jego przepiękne oczy na pozór radosne, skrywały ból. Czarnowłosa zawsze potrafiła rozpoznać smutek - nawet ten ukryty najgłębiej w sercu. Chłopak uśmiechnął się ciepło i powiedział: - Good evening. - Chyba raczej afternoon. - Pardon, mój angielski bardzo słaby. - Nic nie szkodzi. - Alicję uderzył akcent nowo przybyłego ,,ktosia". Był bardzo słodki i miły, nie był to jednak angielski akcent, był zbyt melodyjny. Typowo romański język. Jednak bardziej niż akcent, przyciągała uroda chłopaka. - Je et mon ami... - próbował znaleźć odpowiednie słówko, lecz nie miał pojęcia jakie. - Szukać pokój, 320. Alicja dobrze wiedziała kto mieszka w pokoju 320... oraz gdzie owy pokój jest. - Nic się nie stało - powiedziała Alicja lekko się jąkając wciąż otumaniona urodą chłopaka. To już drugi przystojniak! - Pardon beaucoup mademoiselle. - powiedział uprzejmie. No tak! Francuz, zabójczo przystojny francuz! W tej samej chwili do pokoju wszedł kolejny chłopak, jednak ani trochę nie przypominał przystojniaka nr 1 i nr 2. Chudy, pryszczaty rudzielec ubrany w kraciastą kamizelkę. - Ich grüße! Nazywam się Arnold Helmut Adolf Ichmagfannkuchen, pochodzę z Deutschland (wymawiając nazwę owego kraju rozpierała go niesamowita duma) , prócz wspaniałego Deutsch mówię także w 3 językach, English, Spanish, Français. A ty skąd jesteś? - Z Polski, nazywam się Alicja. - Phhhh, Polska - WIOCHA, ale żeśmy wam dali w dupę w '39! - Taa... - skrzywiła się na jego słowa. W tym momencie wtrącił się Francuz, który z grubsza zrozumiał ,,dupa'' oraz '39. Był bardzo dobry z historii, gorzej z językami i chemią. - Jeśli dobrze mi wiadomo, Poland win battle in '45. - Tak to prawda, co nie zmienia faktu, że TO Deutschland jest potęgą! Zresztą sami by sobie w życiu nie dali rady, Tusk rozpieprza im kraj, nie to co u nas. Angela Merkler to ma bogini!!! Niemiec obrzucił pełnym obrzydzenia spojrzeniem Alicję - Czy na pewno jesteś tylko z Polski? Jesteś jakby made in China. - Japan - moja babcia pochodzi z Japonii. - Phi, mieszane rasy! Hitler nie dałby Ci szans! Zagazował by Cię w 5 minut! A teraz wybacz, ale musimy iść do pokoju z Alexem, który jest tak głupi, że myli 5 z 20. Przyjechał na studia do Anglii nie znając kompletnie angielskiego... ALEX IDZIEMY, SCHNELLA, SCHNELLA! - Nawet operacja plastyczna nie pomogłaby mu z tym czymś na czole. - szepnęła konspiracyjnie do Francuza. - Uważajcie w nocy z kolegą , to może być zaraźliwe czy coś, tak jak głupota. - powiedziała z pełnym przekonaniem. - Tak, btw jestem Alicja a ty pewnie Alex. - De vous rencontrer :) - powiedział z uśmiechem Alex a następnie pobiegł za Arnoldem. Alicja nie zrozumiała Alexa, za to doskonale zrozumiała Arnolda. Nigdy nie lubiła Niemców, a ten typek nieźle jej zaszedł za skórę, sam fakt że będzie mieszkać 5 lat z Alexem i Valem przyprawiał ją o ból głowy. To będzie niezłe, 3 zupełnie różnych facetów w jednym pokoju... Nagle przypomniała sobie o ,,tea'', zorientowała się że zegarek (zwykły Gino Rossi) wskazywał 14.55. Za 5 minut powinna już pić herbatkę, jednak obecność Arnolda w pokoju 320 sprawiała, że Alicji zupełnie odechciewało się pić... Z drugiej strony, Val też tam będzie... Ten chłopak bardzo ją zaintrygował! 14.56 - tylko cztery minuty... Iść czy nie? Oh, gdzie ta Caroline? 14.58... iść? Było już za późno na rozmyślenia i wątpliwości. Otworzyła drzwi i ruszyła w kierunku pokoju 320. Zapukała, wysoki brunet otworzył jej drzwi i wpuścił do środka. - Alicjo wiedziałem że przyjdziesz, mój wilczy urok zawsze działa. - zamruczał pewny siebie. - Taaa z pewnością, chcę tylko udowodnić, że Polacy piją nie tylko wódkę :P - Ej no to był joke, tylko tak słyszałem, że lubicie sobie popić, ale wiem że Ruscy i tak lepsi ;) - Soûl comme un Polonais - rzucił Alex. - Co? - spytała Alicja. - Popularne francuskie powiedzenie, "pijany jak Polak". - Alex wystukał na ,,Tłumaczu Google'' a następnie uśmiechnął się. - Też je znam - Val przybił piątkę Alexowi - Czyli ktoś kto pomimo że się nachlał, zachowuje trzeźwe myślenie i sprawność fizyczną. Alicja nie wiedziała jak to odebrać, z jednej strony to komplement dla Polaków, z drugiej - co raz mniej podobało jej się co sądzą o jej rodakach za granicą. - Bez obrazy, no nie stój tak w drzwiach, wchodź! - rzucił Valentine, ciągnąc Alę do środka. Dziewczyna weszła do trzyosobowego pokoju 320 pod czujnym, wilczym okiem Valentina. Wybiła 15:00 - czas na ,,tea time''.
Niezłe niezłe. Pisz kobieto dalej bo naprawdę warto
OdpowiedzUsuńDziękujemy :]
Usuń